Ideologia banderowska zakładała odrodzenie samostiejnej Ukrainy po trupie Polski i Polaków. Już w czasach II Rzeczypospolitej Ukraińcy potrafili pokazać jakimi metodami będą działać, organizując wiele zamachów terrorystycznych, których celem byli najważniejsi oficjele państwa, z ministrem Bronisławem Pierackim, zamordowanym w czerwcu 1934 r., włącznie. Co ciekawe, ofiarami tych akcji byli przede wszystkim ludzie nawołujący do dialogu i porozumienia, a nie ostentacyjni wrogowie przyszłej Ukrainy. U podstaw narodowego szowinizmu banderowców leżało bowiem założenie, że nieustannie trzeba wzbudzać poczucie wrogości i nienawiści, a ci, który dążą do wygaszania emocji, są wrogami sprawy.
Z punktu widzenia interesu i bezpieczeństwa państwa polskiego, rząd II RP dążył do uspokojenia nastrojów wzajemnej wrogości, zaś w interesie OUN leżała eksterminacja każdego, kto pragnął pokoju. To tłumaczy, dlaczego z rąk banderowców w pierwszych latach II wojny światowej zginęło wielu starorusinów, ukraińskich chrześcijańskich demokratów oraz oddanych służbie Bogu, dobrych i uczciwych prawosławnych księży.
Naiwność władz II RP, a później także polskiego rządu na uchodźctwie opierała się zaś na wierze, że Polacy i Ukraińcy mają wspólnego wroga, w postaci przede wszystkim sowietów, ale też Niemców, którzy nie byli zainteresowani utworzeniem niepodległego państwa ukraińskiego. Polskie państwo podziemne próbowało różnych form mediacji, z których część kończyła się tragicznie, jak choćby ta podjęta przez Zygmunta Rumla, komendanta VIII okręgu wołyńskiego, którego banderowcy rozerwali końmi. Wysyłano też delegatów ukraińskich, którzy przed wojną np. ubiegali się o mandat poselski do Sejmu RP. Tu przykładem może być historia niejakiego Wołodymyra Sołowieja, który chciał pojednania z Polakami i widział szansę na pokojowe współistnienie obu narodów, ale po spotkaniu z banderowcami przeszedł na ich stronę.
Dziś banderowcy stanowią najpoważniejszą siłę polityczną na Ukrainie, a władze Polski dalej wykazują tę samą naiwność, co rząd II RP, prowadząc bezowocny i nader delikatny monolog ws. rozliczenia zbrodni i wyzbycia się przez Ukraińców kultu katów Polaków.
Na to wszystko zwraca uwagę wieloletni badacz stosunków polsko-ukraińskich, prof. Czesław Partacz, który na koniec swego wykładu w materiale eMisjiTv powtarza starą maksymę, że „ten kto nie wyciąga wniosków z historii jest skazany na jej powtarzanie”.