Dr Lucyna Kulińska, znana badaczka historii polskich Kresów zwraca uwagę, że zmiana władzy w naszym kraju wcale nie musi oznaczać zmiany obranego przez obóz Zjednoczonej Prawicy skrajnie pro-ukraińskiego kursu. Wręcz przeciwnie: „Nowy rząd wydaje się iść w swojej miłości do Ukrainy jeszcze dalej, niż poprzedni. (…) Czyni nam niedwuznaczne zachęty, żebyśmy już nie tylko przy pomocy pieniędzy, ale też krwią Polaków wspierali Ukrainę” – zauważa dr Kulińska i dodaje – „Ludzie, którzy doszli najwyższych stanowisk w rządzie pana Tuska niejednokrotnie nie identyfikują się z naszym państwem, co wykazali w swoich wypowiedziach i w swoich czynach. Wielu z nich, gdyby w Polsce została wprowadzona ustawa o zakazie gloryfikowania banderyzmu, gloryfikowania nacjonalizmu ukraińskiego, bezpośrednio podpadłoby pod te paragrafy”.
Zdaniem dr Kulińskiej postawa rządu Donalda Tuska ma też szersze spektrum, bowiem są tam ludzie, którzy mają czuć większą więź z Niemcami, niż z Polską, a polityka Berlina wymaga w tej chwili kontynuacji wojny na Ukrainie. Niemcy wykorzystują narrację o zagrożeniu ze strony Rosji w celu budowy europejskiej armii pod ich dowództwem i dlatego podsycanie konfliktu u naszych wschodnich sąsiadów jest im na rękę.
Jednym z dowodów na taką właśnie politykę Berlina ma być wymuszona ostatnio na krajach Unii Europejskiej ogromna transza pieniędzy, która zostanie przekazana do Kijowa nie w celu odbudowy państwa i normalizacji sytuacji gospodarczej, lecz na nowy pobór i dozbrojenie żołnierzy. A wszystko to w sytuacji, gdy działania wojenne zdają się słabnąć, a światowe media coraz rzadziej wspominają o konflikcie między Rosją i Ukrainą.