Minęły właśnie dwa lata wojny na Ukrainie. Nie spełniły się przepowiednie płynące z obu stron konfliktu. Rosji nie skończyły się rakiety, nie doszło do rozpadu tego państwa, ani też Ukraińcy nie odbili Krymu i Donbasu. Jednocześnie Ukraina dalej walczy, choć ponosi olbrzymie straty, zarówno w ludziach jak i sprzęcie. Co jednak ważniejsze, traci też terytorium.
Te niepokojące dla Zachodu sygnały spowodowały reakcję sojuszników Ukrainy, którzy zaczęli mówić o możliwości wysłania tam wojsk NATO. Spotkało się to jednak ze sprzeciwem niektórych europejskich państw. Jako pierwszy publicznie o tym planie powiedział premier Słowacji, Robert Fico. Później premier Grecji, Kiriakos Mitsotakis podał, że w koalicji na rzecz wkroczenia wojsk Paktu Północnoatlantyckiego na teren Ukrainy jest Polska, państwa bałtyckie oraz Wielka Brytania. Póki co plan wydaje się nie do zrealizowania, gdyż takim scenariuszem nie są zainteresowane Stany Zjednoczone, jednak historia zna już przypadki, gdzie podobne operacje inicjowano „w ostatniej chwili”.
W ostatnich tygodniach doświadczyliśmy też szeregu wypowiedzi polityków i „ekspertów”, które zdają się oswajać nas z możliwością interwencji polskiego wojska na Ukrainie. Marszałek Sejmu RP, Szymon Hołownia mówił na konwencji wyborczej Trzeciej Drogi o „wdeptywaniu Putina w ziemię”, a generał Roman Polko twierdził, że „musimy być gotowi do wprowadzenia wojsk lądowych na Ukrainę”. Wszystko to ma miejsce w obliczu zbliżającej się wizyty prezydenta Andrzeja Dudy i premiera Donalda Tuska w Waszyngtonie.
O możliwym wciągnięciu Polski do wojny na Ukrainie, planach europejskich polityków względem Rosji i infantyliźmie polskojęzycznych „elit” usłyszycie Państwo w kolejnym odcinku z cyklu „Dokąd Zmierzamy?”, gdzie gościem Kamila Klimczaka będzie prof. Jacek Izydorczyk, były ambasador RP w Japonii.