Oprócz gorących wojen, które okazjonalnie wybuchają w różnych częściach świata wszyscy jesteśmy zaangażowani w jedną wojnę o globalnej sile rażenia. Mowa tu o wojnie informacyjnej, która dzieli kraje na stronnictwa i sojusze, czasem stawiając interesy ich rządów ponad interesami obywateli, co doskonale widać aktualnie choćby w Polsce czy w Rosji, a bywa też i tak, że państwa grają do tej samej bramki z międzynarodowymi korporacjami, z którymi wspólnie tworzą jedną, globalną narrację, co z kolei doskonale mogliśmy obserwować od marca 2020 r. do marca 2022 r.
Konsekwencją wdrażania różnych narracji jest konieczność produkcji gigantycznej propagandy, która niekiedy dosłownie zalewa Internet z dnia na dzień. Taka fala potrafi nie tylko zmienić główny nurt informacji, ale najczęściej całkowicie zmywa też tych, którzy z nią nie popłynęli. Masowe usuwanie treści, banowanie, blokowanie i likwidacja kont użytkowników jest już niemal chlebem powszednim w Internecie i nic nie wskazuje na to, by coś odwróciło ten proces. Kto jednak kontroluje kierunek fali, ten ma wpływ na odbiór rzeczywistości przez miliony ludzi. Stąd też naturalnym jest, że najwięksi gracze na rynku rywalizują o zasięgi i wpływy, a przyglądający się temu politycy starają się robić co w ich mocy, by pozostać na fali i nie znaleźć się pod wodą. Co to znaczy? Chodzi tu o grę w stylu: kto kogo? Czy to media społecznościowe będą rozdawać karty politykom i mówić, które ugrupowanie dozna zaszczytu lepszego kontaktu z wyborcami, czy to politycy będą ustalać zasady gry i mówić, w jaki sposób mogą grać media społecznościowe.
Po niemającym odpowiednika w skali świata precedensie, jakim było zablokowanie konta na Twitterze urzędującego prezydenta Stanów Zjednoczonych, Donalda Trumpa, na polityków padł blady strach, że nie ma w tej grze świętości i każdy może być następny. Niemal natychmiast pojawiły się w USA wspólne petycje demokratów i republikanów, którzy w tej konkretnej sprawie mówili jednym głosem, iż media społecznościowe nie mogą bezkarnie usuwać kont polityków. Choć na razie inicjatywy te nie przerodziły się w żaden poważny zapis prawa federalnego, nie można nie zauważyć rosnącej presji w tej sprawie.
Nieco inaczej sytuacja wygląda w Europie, gdzie każdy aspekt życia stara się regulować wysoka Komisja Europejska. Począwszy od roku 2019 w strukturach Unii Europejskiej trwały ożywione prace nad skonstruowaniem aktów o usługach cyfrowych (DSA) i rynkach cyfrowych (DMA), których celem miało być zwiększenie przejrzystości działań wielkich platform internetowych przy jednoczesnym uproszczeniu regulaminów dla użytkowników i rozjaśnieniu zasad moderacji treści, a także ograniczeniu dominującej pozycji do promowania własnych wątków przez największe marki. Politycy minęliby się jednak z powołaniem, gdyby nie zechcieli wykorzystać prawa do zwiększenia własnych wpływów i kontroli nad wyborcami. Wokół nowego prawa, którego zapisy już niedługo wejdą w życie narosło więc sporo kontrowersji. I właśnie ze względu na te kontrowersje 3 lutego 2023 r. zebrał się w Sejmie RP parlamentarny zespół ds. Obrony Wolności Słowa zwołany przez posła Dobromira Sośnierza.
Zapraszamy do obejrzenia relacji video z tego wydarzenia na kanale eMisji.Tv