„(…) Działania prosowieckie na zapleczu frontu usiłuje się niekiedy przedstawiać jako spontaniczne wystąpienia lokalnej biedoty wykorzystującej zamęt i stan załamania się prawa oraz porządku, po upadku struktur państwowych. Tak jednak nie było, mamy obecnie całkowitą pewność, że sowiecką dywersję zaplanowano i przygotowano wcześniej, i była ona ściśle kontrolowana przez NKWD. Mówimy o tym choćby sprawozdanie dowódcy 6. Armii sowieckiej, „komora” Filipa Iwanowicza Golikowa (późniejszego szefa wywiadu wojskowego GRU i marszałka Związku Sowieckiego): „Sieć szpiegowska rozwinięta szeroko. Działalność agentury powiązana z działaniami pododdziałów dywersyjnych zrzucanych z samolotów na spadochronach. Ich liczebność 10-12 ludzi. Uzbrojone w karabiny maszynowe i granaty ręczne. Napadają na tyły, sztaby i nieduże jednostki wojskowe”.
Kadry dywersyjne były więc przygotowywane na długo przed agresją spośród b. członków i sympatyków Komunistycznej Partii Polski (i jej przybudówek: Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy i Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi). Kierowali nimi doskonale przygotowani do tej roli funkcjonariusze sowieccy, a ich zadaniem była dezorganizacja polskiej państwowości na zapleczu frontu i likwidacja „polskie stanu posiadania”, przez co rozumiano urzędy, policję, osadnictwo wojskowe, ziemiaństwo, nauczycielstwo czy zwykłych obywateli, ale cieszących się lokalnym autorytetem i szacunkiem. Listy proskrypcyjne zaś starannie przygotowywano już kilka lat wcześniej i były one stale aktualizowane, zatem owe bandy terrorystyczne nie działały na ślepo.
Trzeba pamiętać, że po 17 września zostali zwolnieni więźniowie kryminalni i polityczni, których masowo rekrutowano do owych bojówek jako element „socjalnie bliski”. Byli to na ogół ludzie bez żadnych skrupułów, niezwykle podatni na sowiecką propagandę, którzy uzyskali możliwość „legalnych” grabieży.”