DOKĄD ZMIERZAMY?

138 Posts

Czy „słudzy Ukrainy” znają swe miejsce?

"Jesteśmy sługami narodu ukraińskiego" - powiedział w marcu ub. roku Łukasz Jasina, rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP. Słowa te wywołały uzasadnioną burzę w Polsce. Minęło jednak kilkanaście miesięcy i ten sam Jasina - który ze swoich słów się nigdy nie wycofał - zasugerował w wywiadzie dla Onetu, że Wołodymyr Zełenski powinien przeprosić Polskę i Polaków za wyniszczenie ludności polskiej przez szowinistów z UPA w trakcie II wojny światowej. Stwierdzenie Jasiny spowodowało gwałtowną reakcję ambasadora Ukrainy Wasyla Zwarycza, który napisał że "jakiekolwiek próby narzucania Prezydentowi Ukrainy czy Ukrainie, co musimy w sprawie wspólnej przeszłości, są nieakceptowalne i niefortunne. Pamiętamy historię i apelujemy o szacunek i wyważenie w wypowiedziach, szczególnie w trudnych realiach ludobójczej agresji rosyjskiej". Ukraina de facto uchyla się od odpowiedzialności za swoją historię, chowając się za parawanem ofiary w trakcie obecnej wojny.

Czy banderowcy znów wygrali?

Dr Lucyna Kulińska o przejmowaniu w Polsce władzy przez banderowców.

Czy będzie limit liczby oddechów na obywatela?

Wiecznie żywym tematem debaty publicznej są zmiany klimatu i związana z tym konieczność "walki o Ziemię". Gdy mediom nudzą się już wszelkie pożogi, kataklizmy i wojny, zawsze sięgają po temat zaostrzania walki z ociepleniem naszego globu. Choć najradykalniejsze rozwiązania póki co znajdują się jedynie na tonach kart dokumentów przyjmowanych przez różnorakie organizacje na szczebla międzynarodowego, co jakiś czas ktoś je otwiera i przedstawia zupełnie na poważnie. Przykładem jest tu raport grupy "C40 Cities", któremu ostentacyjnego poparcia udzielił prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski. Najbardziej "umiarkowane" rozwiązania tej międzynarodowej grupy zrzeszającej samorządy niektórych miast europejskich, zakładają m.in. roczne limity: spożycia mięsa do 16 kg na osobę, nabiału: 90 kg, ubrań: 8 szt, lotów samolotem - raz na dwa lata. A także redukcję liczby samochodów i minimalny czas użytkowania elektroniki.

Czy będziemy mieli gdzie się schronić?

Tuż przed Wielkanocą - w Wielki Czwartek - Ministerstwo Spraw Wewnętrznych ogłosiło tryumfalnie, że zakończono inwentaryzację schronów w Polsce. Akcję prowadziły jednostki Straży Pożarnej od października ubiegłego roku. Według prasowych nagłówków, miejsc do ukrycia się w razie ataków lotniczych w naszym kraju jest aż nadto, bo 47 milionów. Czy to jednak prawdziwa liczba czy tylko "kreatywna księgowość"? Gdy wczytać się w szczegóły doniesień prasowych, znajdziemy informację, że "w Polsce w schronach jest ponad 300 tys. miejsc, w miejscach ukrycia może się schronić ponad 1,1 mln osób, a w miejscach doraźnego schronienia blisko 47 mln osób". Jak tłumaczył komendant główny Państwowej Straży Pożarnej Andrzej Bartkowiak: "Miejsca doraźnego schronienia to są to piwnice, garaże podziemne, szkoły, kościoły - miejsca, w których strażacy uważają, że konstrukcja jest na tyle odpowiednia, że można się tam schronić przed np. warunkami atmosferycznymi. Miejsca ukrycia to są niehermetyczne schrony czyli nie spełniają znamion schronu. Schrony, których jest około 2 tysięcy, to w pełni sprawne, hermetyczne miejsca, w których można się ukryć przed poważniejszymi zagrożeniami."

Czy budżet wytrzyma wyborcze obietnice?

Ostatnia prosta kampanii wyborczej to również czas obietnic składanych przez wszystkie partie polityczne. Ich realizacja istotnie zwiększyłaby wydatki państwa. Obniżka podatków, transfery socjalne, bezpłatna komunikacja, czy nadprogramowy rozwoju infrastruktury miast i wsi, to dodatkowe miliardy złotych, które trudno będzie znaleźć w nowym budżecie Polski. Oczywiście, w programach wyborczych znajdziemy też rozwiązania, które zmniejszą wydatki budżetowe a nawet zakładają dodatkowe zyski, jednak wyborcy wybierają zwykle te partie, które obiecają najwięcej rozdać, dlatego temat zbalansowania budżetu podejmują głównie dziennikarze.

Czy da się wyrolować system?

Po 24 lutego ub. roku. z przestrzeni Internetu w Polsce zniknęło wiele serwisów informacyjnych, które Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego sklasyfikowała jako zagrożenie dla porządku publicznego w Polsce. Nałożonym przez ABW blokadom nie towarzyszyła jednak formalna procedura, ani merytoryczne uzasadnienie. Ktoś w służbie wskazał po prostu palcem nazwę serwisu i na drugi dzień strona już nie działała. Co więcej, wydawcom treści nie dostarczono nawet pisemnego uzasadnienia. Ba! Nie zostali w żaden sposób poinformowani, że problemy techniczne na stronie internetowej to efekt działań ABW. Takie działanie naraziło wiele redakcji na duże straty. Niektóre tytuły otarły się wręcz o bankructwo, gdyż często strona internetowa była jedynym obszarem publikacji treści, a co za tym idzie, docierania do odbiorcy. Trudno było jednak udowodnić szkodę, gdyż serwisy oficjalnie działały. Były jedynie niedostępne dla użytkowników w Polsce, dla których system DNS został zablokowany. Mimo to, niemal wszyscy poszkodowani odwali się do sądu. I tu nieoczekiwanie pojawił się pozytywny precedens, bowiem niecały rok po zablokowaniu przez ABW strony - wrealu24.tv - Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie wydał wyrok, w którym stwierdził „bezskuteczność ws. nielegalnej blokady”.

Czy historia nauczy czegoś Polaków?

Temat relacji polsko-ukraińskich nigdy nie był wygodny, ani popularny w polskiej debacie publicznej. Pamięć o ofiarach zbrodni banderowskiej stała się wyjątkowo niepożądana po 24 lutego ub. roku, kiedy to wojska Federacji Rosyjskiej przekroczyły granice Ukrainy. Symbolem ponownego "zakopywania" pamięci o Kresowianach jest wypowiedź prezydenta Andrzeja Dudy, który 11 lipca 2022 r., w rocznicę tzw. "krwawej niedzieli", upominał księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, aby w kwestii ofiar Wołynia i Małopolski Wschodniej "ważyć słowa". Większość przedstawicieli środowisk kresowych nie zamierza jednak zastosować się do wezwań prezydenta III RP oraz jego popleczników i to mimo coraz powszechniejszych głosów, że Wołyń przypominają tylko wszechobecni w Polsce "rosyjscy agenci".

Czy Izrael zrówna z ziemią Strefę Gazy?

Rozpoczyna się już trzeci tydzień starć w Palestynie pomiędzy Hamasem a siłami zbrojnymi Izraela. Do walk włączyły się też inne organizacje palestyńskie oraz libański Hezbollah. Na ataki Hamasu Izrael odpowiada obecnie intensywnymi bombardowaniami gęsto zaludnionej Strefy Gazy, gdzie wobec odcięcia dostaw wody, gazu i prądu narasta kryzys humanitarny. Jednocześnie Izrael przygotowuje swoje wojska zapowiadanej od tygodni inwazji lądowej. Otóż poza Europą Zachodnią i Stanami Zjednoczonymi oraz ich tradycyjnymi sojusznikami wiele państw stanęło na arenie międzynarodowej przeciw syjonistom. Oprócz tradycyjnie wrogich państw arabskich, takie kraje jak Rosja czy Chiny, głośno zaczęły domagać się na forum instytucji międzynarodowych realizacji porozumień izraelsko-palestyńskich, które zakładają koegzystencję w Palestynie dwóch państw: żydowskiego i arabskiego. Te porozumienia od lat funkcjonują jedynie na papierze.

Czy konflikt w Palestynie rozleje się na świat?

Wydarzenia 7 października 2023 roku zaskoczyły wielu obserwatorów wydarzeń międzynarodowych. Tego dnia palestyńska organizacja Hamas rozpoczęła ofensywę przeciwko siłom izraelskim, odnosząc w pierwszych godzinach znaczne sukcesy i szerząc chaos na terytorium wroga. Niemal wszystkie media o zasięgu globalnym z miejsca zaczęły wieszczyć nową odsłonę brutalnego konfliktu na Bliskim Wschodzie, powielając tym samym narrację premiera Netanyahu o bezwzględnym rozwiązaniu kwestii palestyńskiej. W tym czasie stolice zachodnich państw zadeklarowały solidarność z Izraelem, masowo wywieszając na publicznych gmachach biało-niebieskie flagi z tarczą (gwiazdą) Dawida. Większość komentatorów zdaje się jednak pomijać fakt, że konflikt między Palestyńczykami i Żydami trwa od wielu lat, a jego główną osią jest okupacja arabskiej ziemi przez Izrael. Dotychczas Tel-aviv, a od niedawna Jerozolima, gdzie przeniesiono stolicę Izraela, lekceważy ustalenia kolejnych pokojowych porozumień, pogłębia dyskryminację Palestyńczyków i nieustannie zwiększa obszar ziemi, którą kontroluje.

Czy ktoś w ogóle broni polskiego nieba?

Do niedawna na polską ziemię padał jedynie deszcz, śnieg, grad czy inny opad atmosferyczny, jednak od momentu rozpoczęcia pełnoskalowych działań wojennych na Ukrainie na terytorium Rzeczypospolitej spadły już dwie rakiety! O tylu przynajmniej wiemy i wciąż nie jest też pewne, czy ich tor lotu był błędem lub przypadkiem. O ile incydent z Przewodowa szybko przedostał się do opinii publicznej, to sprawę rakiety z lasu pod Bydgoszczą trzymano w tajemnicy aż do przełomu kwietnia i maja b.r. Według deklaracji dowódców Wojska Polskiego wiedziano o tym, że pocisk manewrujący wleciał w naszą przestrzeń powietrzną od strony Białorusi i nawet go poszukiwano, ale szybko przerwano tę akcję i być może postanowiono sprawę zatuszować, aby nie dowiedziały się o niej władze cywilne. Czy rzeczywiście? A może wojsko nie wiedziało jednak o pocisku, który mógł przenosić głowicę jądrową?

Czy między Polską i Rosją kiedyś będzie normalnie?

Po zakończeniu działań wojennych następuje odprężenie i normalizacja relacji zarówno pomiędzy państwami, jak i pomiędzy narodami. Czy jednak, po miesiącach przedstawiania Rosjan (jako zbiorowości) jako diabłów wcielonych i "orków" - będzie to możliwe?

Czy Polska pójdzie na wojnę?

Mobilizacja w Rosji trwa: tak samo trwają zacięte walki na Ukrainie, jak również ataki rakietowe i lotnicze na ukraińską infrastrukturę krytyczną. O ile obraz walk na froncie jest cały czas niejasny i zaciemniany przez propagandę obu stron, to bez wątpienia wojna powietrzna wyrządza duże straty w instalacjach położonych na terenie Ukrainy. Destabilizacja zaplecza nie pozostanie […]

Czy przygotowują nas na wojnę?

Dziś, gdy kontrola nad informacją i nadzór nad populacją, są szczelniejsze i bardziej dopracowane, niż kiedykolwiek wcześniej okazuje się, że jednym z najważniejszych elementów przygotowania państwa do wojny nie są zbrojenia, lecz socjotechnika, której sprytne wykorzystanie pozwala przygotować całe społeczeństwo na odpowiednią reakcje w razie tzw. stanu zagrożenia. Chodzi przede wszystkim o to, by ludzie nie stawiali oporu przeciw zarządzeniom władz, a wręcz czynnie uczestniczyli w ich wdrażaniu, pilnując swych krewnych i sąsiadów, aby ci także nadążyli za „mądrością etapu”.

Czy Sejm zostanie wkrótce zablokowany?

"Chaos prawny", "Gwiazdorzenie marszałka Hołowni", czy "Posłowie obrzucają się wyzwiskami" - to tylko kilka nagłówków, których rozwinięcie pojawia się także w debacie publicznej towarzyszącej ostatnim posiedzeniom polskiego parlamentu. Po zamieszaniu związanym z "akcją gaśniczą" posła Grzegorza Brauna rozpętała się kolejna burza, tym razem związana z wygaśnięciem mandatów poselskich prawomocnie skazanych na karę więzienia polityków PiS: Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Sam wyrok za prowokację wobec Andrzeja Leppera z 2007 roku z budzi z jednej strony poczucie, że sprawiedliwość po latach powróciła, lecz z drugiej zaś obaj panowie zostali ułaskawieni przez prezydenta Dudę. Dokonał tego jednak jeszcze przed uprawomocnieniem się wyroku, co z kolei Sąd Najwyższy uznał po latach za "nieskuteczne". Trwa zatem walka o wygaszenie mandatów obu polityków, w której wzajemnie nieuznające się grupy sędziów wydają sprzeczne orzeczenia.

Czy wciągną nas do wojny z Białorusią?

Wiele lat temu Zachód wydał wyrok na Białoruś. „Ostatni dyktator Europy”, Aleksandr Łukaszenka musi zostać obalony, a jego kraj czeka rabunkowa transformacja w stylu tej, którą przeżyli Ukraińcy i Polacy. Począwszy od kadencji lat 2005-2007, wszystkie kolejne rządy III RP podporządkowywały swe polityczne plany owej koncepcji obalenia Łukaszenki. Na główne narzędzie rozsadzania białoruskiego systemu wybrano polską mniejszość narodową, której dywersyjna działalność rozpoczęła się z chwilą przejęcia kontroli przez agentów Zachodu nad Związkiem Polaków na Białorusi. Początkowo ograniczano się jedynie do oczerniania wizerunku Łukaszenki oraz konsolidacji środowisk opozycyjnych pod przewodnią rolą kilku polskojęzycznych publikatorów, których rzekomi „dziennikarze” często zostawali „mułami” transferującymi w ręce białoruskiej opozycji spore ilości gotówki. Niekiedy trafiali oni za to do więzienia, co tylko wzmagało narracje o „bezwzględnej dyktaturze z wieloma więźniami politycznymi”. W międzyczasie powstała też telewizja, która za pieniądze polskiego podatnika, każdego dnia nadawała z terenu Polski program w języku białoruskim, niczym radio Wolna Europa, uświadamiające zamkniętych za Żelazną Kurtyną obywateli o tragizmie ich położenia i szczodrych siłach Zachodu, czekających na sygnał, by pomóc w obaleniu reżimu.

Czy wojna na Ukraina przykryje atak na Iran?

Od kilku miesięcy nieoficjalne informacje pochodzące z Izraela wskazują na parcie władz tego państwa do wywołania kolejnego poważnego konfliktu regionalnego: Izrael miałby przeprowadzić "specjalną operację" względem Iranu, który od kilkudziesięciu lat jest przez Tel Awiw ramię w ramię z Waszyngtonem wskazywany jako element "osi zła". Do tej pory kraje Zachodu ograniczały się jedynie do inspirowania zaburzeń wewnętrznych w kraju nad Zatoką Perską, ale to zdaje się nie przynosić już rezultatów.

Czy Zachód powstrzyma konsolidację Azji?

Wbrew narracji zachodniej propagandy Rosja nie znalazła się jeszcze w całkowitej izolacji ekonomicznej i politycznej. Chiny, Indie, Brazylia i wiele innych państw nadal utrzymują relacje z Kremlem, dodatkowo zapewniając rynek zbytu dla rosyjskich surowców.

Czyja będzie Polska?

„Ukropol” i „Ukropolin” to terminy, które coraz częściej pojawiają się w komentarzach dotyczących Polski. Inspirowane są gwałtownie zmieniającą się strukturą etniczną naszego kraju, oraz stosunek władz RP do niektórych nacji. Samo słowo „Polin”, występujące zarówno w języku jidysz, jak i hebrajskim, wielokrotnie padało z ust najwyższych oficjeli państwa polskiego. Przez długi czas używano go w odniesieniu do pewnej enklawy kulturowej, jaką znaleźli sobie żydzi na terenie Rzeczypospolitej. Później stało się wręcz oficjalną nazwą Polski używaną w kręgach filosemickich. Próbowano w ten sposób znaleźć wspólny mianownik dla kulturowego dziedzictwa Polaków i Żydów zamieszkujących ziemie nad Wisłą. Coraz częściej zdarza się jednak, że słowo „Polin” pada z ust polityków jako zamiennik nazwy naszego kraju. Sam prezydent Duda, kierując swe przesłanie do Żydów, tak właśnie nazywał Polskę, a ostatnio nieopatrznie tak nazwał Polskę, gdy zwracał się do Polaków. Trudno więc dziwić się spekulacjom poddającym w wątpliwość fakt, do kogo tak naprawdę należy Polska?

Czym nas zaskoczą najbliższe wybory?

Wielkimi krokami zbliża się ogłoszenie terminu wyborów, a tym samym oficjalne rozpoczęcie kampanii wyborczej, która tak naprawdę trwa już w najlepsze, co widać zarówno w mediach, jak i na ulicach polskich miast. Choć nadal pojawiają się wątpliwości, czy wybory w ogóle się odbędą - groźba prowokacji i wprowadzenia stanu wyjątkowego na granicy polsko-białoruskiej wcale się nie oddaliła - to jednak wszystkie partie szykują się do wyborczego maratonu.

Demokratura. Ostatnia prosta do dyktatury!

Rząd Prawa i Sprawiedliwości coraz śmielej nadużywa władzy, aby pognębić środowiska, które mogą generować świadomy sprzeciw wobec obecnej linii partii. O ile sejmowa opozycja w kluczowych dla Polski kwestiach, takich jak względny sanitarne, sojusze zagraniczne, polityka klimatyczna, członkostwo w międzynarodowych strukturach, a nawet stosunek do wojny u naszych granic, głosuje niemal identycznie co obóz władzy, to poza tzw. „salonem” istnieje sporo środowisk, których działania erodują system.