Nowelizacja prawa o uprawnieniach służb specjalnych, przeciwdziałaniu terroryzmowi i szpiegostwu, której projekt 17 kwietnia złożyła w Sejmie RP grupa posłów PiS cofa Polskę w najgłębsze mroki PRLu, gdzie na każdego człowieka czekał już jakiś paragraf, a bandyctwo tamtejszej bezpieki miało miejsce w świetle prawa!
Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na okoliczności pojawienia się samego projektu redefinicji niektórych pojęć, gdyż głównym argumentem do zmian prawnych ma być zagrożenie ze strony Rosji i tocząca się u naszych granic wojna, której zakres w formie wywiadowczej i agenturalnej oddziałuje także na terytorium Rzeczypospolitej. Jest to mniej więcej ten sam klimat, w którym naziści wmówili społeczeństwu, że należy się uporać z obcą agenturą i po spaleniu Reichstagu zażądali nieograniczonych wręcz kompetencji dla kanclerza Niemiec. W przeciwieństwie do tego przypadku, obóz władzy w Polsce nie ufa jednak społeczeństwu do tego stopnia, by przekonywać jedynie argumentem dobra publicznego i bezpieczeństwa kraju. Pomysłodawcy nowego prawa mówią wprost, że zaostrzenie kar ma przede wszystkim charakter prewencyjny, co w praktyce oznacza, że na wszelki wypadek wszyscy powinniśmy się bać odezwać, bo przygotowano już odpowiednie paragrafy i więzienia też czekają!
Projekt nowelizacji kodeksu karnego zaczyna się niewinnie, od wręcz humorystycznego powrotu do epoki słusznie minionej, w której często można było spotkać tabliczki informujące o zakazie fotografowania obiektów publicznych. Takie oznakowanie ma wrócić i dotyczyć większej części infrastruktury państwa. Czy to znaczy, że służby mundurowe znów będą gonić z pałkami za miłośnikami kolejnictwa, fotografującymi lokomotywy na stacji? To się dopiero okaże, ale bez wątpienia to najmniej istotny zapis nowego prawa. Prawdziwą grozę powinny natomiast budzić zapisy o nawet 8 latach więzienia za podanie informacji wywołujących zakłócenia w ustroju lub gospodarce kraju. Oczywiście, cokolwiek to znaczy, bo samo pojęcia gospodarki jest tak szerokie, że rodzi pytanie czy np. kontestowanie zielonego ładu na rzecz gospodarki opartej na węglu jest już czynem przestępczym? Ponadto 8 lat więzienia grozi też za „dezinformację”, czyli skłonienie organu władzy publicznej RP do podjęcia lub zaniechania określonych czynności. Tu też warto postawić pytanie, czy organizacja protestów społecznych, po których rząd wycofa się z jakichś decyzji, oznacza wyrok więzienia dla organizatora?
To jednak nic w obliczu nowego pojęcia tzw. „nieumyślnego szpiegostwa”, za które grozić ma nawet 5 lat więzienia! Tu z kolei rzecz dotyczy domyślenia się, czy to co mówimy i ten, z kim rozmawiamy, nie wykorzysta naszych informacji w sposób budzący wątpliwości aparatu państwa. Aby rozwiać owe wątpliwości, służby takie jak Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego czy Agencja Wywiadu będą teraz mogły żądać od operatorów sieci – i to bez żadnej wiedzy sądu czy prokuratury – dostępu do naszych haseł oraz kodów dostępu, do wszystkich profili i kont z których korzystamy.
Ponadto służby specjalne zyskają prawo „kontrolowanego zbycia”, które de facto oznacza handel na czarnym rynku. Do tej pory np. policja mogła dokonać „kontrolowanego nabycia” np. środków odurzających czy niebezpiecznych materiałów, w celu zdobycia dowodów, czy nakrycia kogoś na gorącym uczynku. Teraz będzie mogła również upłynnić np. skonfiskowany przemyt, co oczywiście może posłużyć pracy operacyjnej, ale nie musi. Równie dobrze może też podreperować budżet choćby Agencji Wywiadu, której współpracownik, Andrzej Izdebski, sprzedał swego czasu Skarbowi Państwa, kompletnie bezużyteczne respiratory pochodzące z podejrzanego źródła. Izdebski nie miał nawet uprawnień do tego typu transakcji, a mimo to wyłudził 200 mln zł z budżetu Polski i przepadł bez śladu w Albanii. A co się stało z pieniędzmi? To pozostaje do wyobraźni czytelnika, ale istotny jest tu fakt, że w świetle nowych przepisów taka transakcja byłaby usankcjonowana prawnie! Tzn. że wszyscy zamieszani w nią ludzie znaleźliby wytłumaczenie przed każdym sądem.
Co najciekawsze, nowe uprawnienia nie dotyczą jedynie polskich służb! Pojawia się bowiem zapis o prowadzeniu działalności przez „służby sojusznicze”, co wprost oznacza, że agenci i współpracownicy jednych wywiadów państw obcych będą mogli działać na terytorium RP całkowicie legalnie i być może nawet bez nadzoru polskich służb, zaś ci, którzy potencjalnie zostaną sklasyfikowani jako „dezinformatorzy” i „nieumyślni szpiedzy” trafią po prostu do więzienia.
Czy to szaleństwo oznacza, że nasz kraj został przejęty przez obce wywiady, a Polacy stali się zakładnikami na własnej ziemi? I czy wszyscy – jak swego czasu żartował Jarosław Kaczyński – będziemy wkrótce siedzieć? O tym dziś Piotr Korczarowski w programie z cyklu „Dokąd Zmierzamy” porozmawia z mecenasem Jackiem Wilkiem.