Gdyby węgiel kamienny osiągał wartość ropy naftowej, Polskę można by nazywać Kuwejtem Europy. Złoża „czarnego złota” są w naszym kraju gigantyczne. Prezydent Andrzej Duda kilka lat temu mówił, że nasz kraj dysponuje zasobami, które wystarczą na najbliższe 200 lat. Pozostali politycy PiSu deklarowali, że ich rządy gwarantują bezpieczeństwo energetyczne oparte na wydobywanym w Polsce węglu. Krytykowali również rząd Donalda Tuska za podpisanie Paktu Klimatycznego UE zawierającego skrajnie niekorzystne dla Polski zapisy o redukcji emisji CO2.
Tymczasem po 7 latach rządów Prawa i Sprawiedliwości wydobycie węgla kamiennego w naszym kraju jest na rekordowo niskim poziomie, kopalnie są zamykane, w górnictwie trwa szeroko zakrojona akcja redukcji etatów, przyjmowane są kolejne dyrektywy unijne nakazujące odchodzenie od energetyki opartej na węglu, a ostatnio wprowadzone embargo na import węgla z Rosji doprowadziło do sytuacji, w której surowiec ten jest nie tylko skrajnie drogi, ale i niedostępny na rynku!
Premier Mateusz Morawiecki oświadczył kilka dni temu, że postawił spółkom skarbu państwa jasny cel – węgla w kraju ma być nadmiar. Problem w tym, że decyzje o zwiększeniu wydobycia węgla w kraju przyniosą efekty dopiero za dwa lata! Aby przetrwać najbliższa zimę rząd już teraz musi szukać alternatyw, co proste nie jest, bowiem węgla brakuje w całej Europie, gdzie większość krajów wykorzystuje te same łańcuchy dostaw. Na zachodzie Unii Europejskiej poszczególne kraje członkowskie dały sobie czas do 1 sierpnia, aby przed wejściem w życie embarga na rosyjski węgiel poczynić jakieś rezerwy tego surowca. Rząd w Polsce, jak zwykle w przypadku Rosji, wyszedł przed szereg i już w kwietniu ogłosił, że więcej węgla nie kupi, co nie tylko zatrzymało dostawy dla państwowych molochów, ale i sektora prywatnego. W dodatku mowa tu o transakcjach, za które strona polska już zapłaciła! To jednak zdaje się nie robić wrażenia na przedstawicielach rządu. Co prawda społeczeństwo naszego kraju zaczyna trochę grymasić, ale na pocieszenie PiS przygotował ustawę, która ma przelać do kieszeni tych, którzy korzystają z węgla, po 3 tys. zł na gospodarstwo domowe. Przy czym pieniądze te trafią nie tylko do obywateli Polski i nie trzeba ich wydać na węgiel. Jest to zatem klasyczna łapówka, która ma tymczasowo przekupić wyborców ich własnymi pieniędzmi. To jednak rozwiązanie krótkoterminowe, gdyż nic nie wskazuje na to, aby ceny węgla się zatrzymały. Czy zatem rzeczony przez premiera nadmiar owego surowca pojawi się dopiero, gdy Polaków nie będzie już zupełnie stać na jego zakup? O tym już dziś w programie Piotra Korczarowskiego opowie Andrzej Szczęśniak, ekspert rynków paliw.