Po zakończeniu działań wojennych następuje odprężenie i normalizacja relacji zarówno pomiędzy państwami, jak i pomiędzy narodami. Czy jednak, po miesiącach przedstawiania Rosjan (jako zbiorowości) jako diabłów wcielonych i "orków" - będzie to możliwe?
Prawdziwą burzę wywołały w Polsce słowa prezydenta Andrzeja Dudy, który w udzielonym niedawno wywiadzie powiedział, że: "Krym jest miejscem szczególnym. Nie wiem tego, czy Ukraina odzyska Krym. On jest szczególny również ze względów historycznych. W istocie, jeżeli popatrzymy historycznie, to przez większość czasu był w gestii Rosji".
Sytuacja na froncie wojny rosyjsko-ukraińskiej już dawno przestała być opisywana przez media, jako konflikt, w którym Moskwa poniesie dotkliwą porażkę. Otwarcie mówi się o kryzysie w siłach zbrojnych Ukrainy, rosyjskich zdobyczach wojennych, a zwłaszcza o brakach uzupełnień w armii. Właśnie dlatego władze w Kijowie wprowadzają dużo bardziej rygorystyczne przepisy o poborze do wojska, m. in. obniżając wiek potencjalnego rekruta. To jednak nie najważniejsze założenie podpisanej w miniony wtorek przez prezydenta Zełeńskiego, nowej ustawy mobilizacyjnej. Przede wszystkim Ukraina chce ściągnąć zza granicy tych mężczyzn, którzy uchylają się od służby w armii.