Czy ktoś w ogóle broni polskiego nieba?

Do niedawna na polską ziemię padał jedynie deszcz, śnieg, grad czy inny opad atmosferyczny, jednak od momentu rozpoczęcia pełnoskalowych działań wojennych na Ukrainie na terytorium Rzeczypospolitej spadły już dwie rakiety! O tylu przynajmniej wiemy i wciąż nie jest też pewne, czy ich tor lotu był błędem lub przypadkiem. O ile incydent z Przewodowa szybko przedostał się do opinii publicznej, to sprawę rakiety z lasu pod Bydgoszczą trzymano w tajemnicy aż do przełomu kwietnia i maja b.r. Według deklaracji dowódców Wojska Polskiego wiedziano o tym, że pocisk manewrujący wleciał w naszą przestrzeń powietrzną od strony Białorusi i nawet go poszukiwano, ale szybko przerwano tę akcję i być może postanowiono sprawę zatuszować, aby nie dowiedziały się o niej władze cywilne. Czy rzeczywiście? A może wojsko nie wiedziało jednak o pocisku, który mógł przenosić głowicę jądrową?

„Jak walczyć z ukraińskim kłamstwem o bohaterach z UPA?” – prof. Zapałowski [WYKŁAD]

Oficjalna ukraińska narracja historyczna całkowicie pomija banderowskie zbrodnie na rzecz budowanego obecnie mitu UPA, u podstaw którego leży założenie, że była to zorganizowana formacja podziemia niepodległościowego, walcząca z okupantem o wyzwolenie Ukrainy. Profesor Andrzej Zapałowski zauważa jednak, że kłamstwo to można łatwo obalić. Wystarczy przejrzeć strukturę poszczególnych sotni UPA, by znaleźć wielu morderców żydów, którzy przez większość okresu II wojny światowej dopuszczali się systemowych zbrodni. O ile bowiem trudno niekiedy znaleźć świadków morderstw na Polakach, gdzie ofiarą UPA padały całe wioski, to w przypadku żydów, ukraińskim zbrodniom często przyglądała się miejscowa ludność. Ponadto były to zbrodnie skrupulatnie dokumentowane przez Niemców. W pozostawionych po okupacji archiwach można bez większego trudu znaleźć datę, jednostkę, nazwiska dowódców oraz liczbę ofiar. Wszystko dlatego, że Ukraińcy dokonywali owych mordów, służąc w formacjach niemieckiej policji oraz jednostkach SS.

Linia zdrady Tuska czy głupota Błaszczaka?

Jednym z elementów przedwyborczej rozgrywki rządu Prawa i Sprawiedliwości jest ujawnianie różnego rodzaju tajnych dokumentów. I tak na potrzeby serialu Michała Rachonia "Reset" ujawniono dokumenty polskiej dyplomacji, a na potrzeby kampanii wyborczej ministra obrony Mariusza Błaszczaka odtajniono polskie plany wojenne z czasów rządów PO. Politycy partii rządzącej wykorzystują je teraz propagandowo, przekonując, że Donald Tusk w wypadku konfliktu zbrojnego chciał oddać bez walki cały obszar na wschód od Wisły, który stałby się sceną zbrodni i grabieży ze strony wojsk rosyjskich.

Ukraińcy wezmą udział w wyborach? Rząd chce poszerzyć ich prawa.

Za chwilę miną dwa lata od otwarcia granicy przez rząd PiS i masowego napływu do Polski Ukraińców po wznowieniu wojny ukraińsko-rosyjskiej. Początkowo większość mieszkańców naszego kraju przyjęła Ukraińców z otwartymi ramionami, a parlament błyskawicznie przegłosował ustawę nadającą ludności ukraińskiej specjalny status. Nie był to, wbrew informacjom medialnym, status uchodźcy, taki jaki nadawano i nadaje się nadal niektórym cudzoziemcom przybywającym do Polski.

Kulisy ukraińskiej kontrofensywy – co osiągnięto?

Pierwsza połowa września przyniosła poważną kontrofensywę sił ukraińskich. W obliczu nieustającej propagandy zwycięstwa Ukraińców, obecne działania mogą nie robić większego wrażenia na odbiorcach, ale trzeba zaznaczyć, że jest to pierwsza poważna próba przejęcia strategicznej inicjatywy przez wojska ukraińskie.

„Funkcjonowanie państwa pod okupacją. Aspekty samoobrony społecznej” – prof. Zapałowski [WYKŁAD]

Andrzej Zapałowski, wykładowca akademicki, profesor Uniwersytetu Rzeszowskiego, odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski oraz Krzyżem Wolności i Solidarności, specjalizujący się w naukach o wojskowości opowiada o aspektach życia pod okupacją, ze szczególnym naciskiem na tworzenie sił samoobrony i formacji partyzanckich zarówno w czasach Polskiego Państwa Podziemnego jak i obecnych realiów, kiedy groźba pełnoskalowej wojny znów wisi nad Europą.

Zapałowski: „1/3 potencjału pancernego Polski została zniwelowana”

"To jest nieodpowiedzialność, bo uszczupla się potencjał obronny, który już jest zgrany w brygadach posiadających Leopardy 2" - mówi ekspert ds. wojskowości, prof. Andrzej Zapałowski, komentując decyzję władz Polski o przekazaniu kolejnej partii czołgów stronie ukraińskiej. Jednocześnie Zapałowski zwraca uwagę na swego rodzaju hipokryzję rządu, który jednego dnia z wielką fetą przyjmuje dziesięć zakupionych w Korei Pd. czołgów typu K2, a następnego dnia lekką ręką chce oddać kilkanaście Leopardów 2.

Minął rok wojny. Ile jeszcze i co dalej?

Minął już rok wojny na Ukrainie, określanej przez stronę rosyjską mianem "specjalnej operacji wojskowej". Od początku działań wojennych Polska pełniła rolę bezpośredniego zaplecza dla Ukrainy, stając się węzłem transportu uzbrojenia, bezpiecznym miejscem do którego masowo napływali cywile, a nawet państwem asekurującym system finansowy naszych wschodnich sąsiadów. W dniu rosyjskiego ataku na Ukrainę, niemal wszyscy komentatorzy i eksperci twierdzili, że ta wojna zakończy się szybko. Tymczasem walczące wojska utknęły niemalże w walkach pozycyjnych. Tym samym polskie zaangażowanie stało się bardzo kosztowne dla naszego państwa i narodu. De facto Polacy wzięli na siebie ciężar finansowania tego konfliktu.

Czy będziemy mieli gdzie się schronić?

Tuż przed Wielkanocą - w Wielki Czwartek - Ministerstwo Spraw Wewnętrznych ogłosiło tryumfalnie, że zakończono inwentaryzację schronów w Polsce. Akcję prowadziły jednostki Straży Pożarnej od października ubiegłego roku. Według prasowych nagłówków, miejsc do ukrycia się w razie ataków lotniczych w naszym kraju jest aż nadto, bo 47 milionów. Czy to jednak prawdziwa liczba czy tylko "kreatywna księgowość"? Gdy wczytać się w szczegóły doniesień prasowych, znajdziemy informację, że "w Polsce w schronach jest ponad 300 tys. miejsc, w miejscach ukrycia może się schronić ponad 1,1 mln osób, a w miejscach doraźnego schronienia blisko 47 mln osób". Jak tłumaczył komendant główny Państwowej Straży Pożarnej Andrzej Bartkowiak: "Miejsca doraźnego schronienia to są to piwnice, garaże podziemne, szkoły, kościoły - miejsca, w których strażacy uważają, że konstrukcja jest na tyle odpowiednia, że można się tam schronić przed np. warunkami atmosferycznymi. Miejsca ukrycia to są niehermetyczne schrony czyli nie spełniają znamion schronu. Schrony, których jest około 2 tysięcy, to w pełni sprawne, hermetyczne miejsca, w których można się ukryć przed poważniejszymi zagrożeniami."