W roku 1877 niewiele zabrakło, by w Europie wybuchła wielka wojna, skalą zniszczenia i rozmachem przypominająca I wojną światową. W przeciwieństwie jednak do wojny z początku XX wieku, która to poróżniła naszych zaborców i ostatecznie przyniosła Polsce niepodległość, wojna roku 1877 byłaby dla Polaków katastrofą. Przede wszystkim dlatego, że umęczony powstaniem 1864 r. naród polski ponownie miałby stanąć do walki, do której kompletnie nie był przygotowany. Zależało na tym jednak Anglikom, którzy gotowi byli opłacić polską insurekcję przeciw Rosji, aby odciągnąć siły naszego zaborcy spod Konstantynopola, gdzie trwała już wojna z Turcją. Ponadto, w odróżnieniu od I wojny światowej, Prusy występujące na mapach świata już jako Niemcy nie stanęłyby przeciw Rosji. Wręcz przeciwnie. Niemieckie plany zakładały pomoc w stłumieniu powstania Polaków, w zamian za korektę granic zaboru, który po Kongresie Wiedeńskim został przesunięty na korzyść Rosji. A więc Polacy, przy okazji wielkiej wojny, mieli złożyć ogromną daninę krwi w imię interesów mocarstw. Jednocześnie był to też czas, gdy polskie elity zostały już mocno przetrzebione, a samych Polaków na dawnych ziemiach Polski było stosunkowo niewiele, nie wspominając już o skutkach rusyfikacji i germanizacji. Szansa na odrodzenie naszego państwa w tych okolicznościach była niemal zerowa, ale plan był gotowy do realizacji.
I w tym momencie Europę obiega informacja o objawieniu Matki Bożej w maleńkiej wiosce Gietrzwałd, do której w ciągu kilku dni zaczynają pielgrzymować ludzie z całego świata. Powoduje to całkowity paraliż komunikacyjny. Linie kolejowe są oblegane przez podróżnych, a drogami ciągną dziesiątki tysięcy wozów, furmanek oraz pieszych pielgrzymek. W takich warunkach prowadzenie działań wojennych, zwłaszcza ofensywy, którą pod koniec XIX wieku coraz chętniej planowano pod kątem błyskawicznego i zaskakującego uderzenia, staje się po prostu niemożliwe. Objawienia w Gietrzwałdzie trwają wiele tygodni, w trakcie których dochodzi do deeskalacji napięcia między mocarstwami. Ich armie wracają do koszar, a groźba wojny zostaje odłożona o kilkadziesiąt lat. I o tym cudzie opowiada najnowszy film autorstwa Grzegorza Brauna „Gietrzwałd 1877 – Wojna Światów”.